Retrowizje
Pani Ewie Murawskiej,
z podziÄkowaniem za wsparcie Fundacji Pomocy Dzieciom Tybetu âNyatriâ
1.
StyczeĹ 2002
â Gdyby mnie tu zobaczyĹ ktĂłryĹ z twoich przeĹoĹźonych⌠â odezwaĹem siÄ, przerywajÄ c ciÄĹźkie, przygnÄbiajÄ ce milczenie â chyba miaĹbyĹ spore nieprzyjemnoĹci?
â Nawet nie chcÄ o tym myĹleÄ â odparĹ. â DĹugo siÄ wahaĹem, ale Ewa bardzo prosiĹa o spotkanie z tobÄ . Musicie to zaĹatwiÄ jak najszybciej, naprawdÄ duĹźo ryzykujÄâŚ
â Dobrze. Jak dĹugo bÄdziemy jeszcze czekaÄ?
â Zaraz powinni jÄ przyprowadziÄ.
StaliĹmy obok siebie, zaglÄ dajÄ c przez weneckie lustro do pokoju, w ktĂłrym znajdowaĹ siÄ obskurny stóŠi kilka przypadkowo porozstawianych krzeseĹ.
â BÄdziesz tutaj podczas naszej rozmowy? â spytaĹem.
â Od czasu do czasu, ale nie bÄdÄ was sĹyszaĹ. Ewa ma coĹ do powiedzenia tylko tobie. WczeĹniej konsekwentnie odmawiaĹa zeznaĹ odnoĹnie motywu. Nie wiem, o co chodzi, ale ze wzglÄdu na naszÄ przyjaźŠuznaĹem, Ĺźe zrobiÄ wszystko, co moĹźe jej pomĂłc w tej sytuacji. ChciaĹa siÄ widzieÄ z tobÄ , wiÄcâŚ
â Bardzo ci dziÄkujÄ, rĂłwnieĹź w jej imieniu.
â Daj spokĂłj.
SĹawek siÄgnÄ Ĺ po kolejnego papierosa. Gdy podnosiĹ go do ust, zauwaĹźyĹem, Ĺźe jego rÄka drĹźy. Pierwszy raz widziaĹem go tak zdenerwowanego. A znaliĹmy siÄ przecieĹź od dziecka.
Wszyscy troje mieszkaliĹmy w jednym bloku i przez caĹÄ podstawĂłwkÄ chodziliĹmy do tej samej klasy, stanowiÄ c naprawdÄ zgranÄ paczkÄ. Przed laty wzajemnie wyciÄ galiĹmy siÄ z tarapatĂłw i moja wizyta na komendzie ĹwiadczyĹa o tym, Ĺźe w tej kwestii niewiele siÄ zmieniĹo. SĹawek zaraz po Ĺredniej szkole wstÄ piĹ do policji, by uniknÄ Ä wojska. SpodobaĹo mu siÄ i juĹź od ponad dziesiÄciu lat pracowaĹ w dochodzeniĂłwce. MieszkaĹ teraz na wsi, w domu odziedziczonym po rodzicach, ale wciÄ Ĺź spotykaliĹmy siÄ we trĂłjkÄ przynajmniej kilka razy w roku. OczywiĹcie, nigdy w takich okolicznoĹciach.
Drzwi do pokoju otworzyĹy siÄ i zobaczyliĹmy, jak rosĹy policjant wprowadza jÄ do pomieszczenia. Przy barczystym mundurowym wydawaĹa siÄ jeszcze bardziej filigranowa, niĹź byĹa w rzeczywistoĹci. UsiadĹa przy stole, a funkcjonariusz spojrzaĹ znaczÄ co w naszÄ stronÄ, skinÄ Ĺ lekko gĹowÄ i wyszedĹ, zostawiajÄ c EwÄ samÄ .
â Macie najwyĹźej piÄtnaĹcie minut â powiedziaĹ SĹawek.
Jeszcze przez dĹuĹźszÄ chwilÄ przyglÄ daĹem siÄ kobiecie, ktĂłrÄ â jak mi siÄ zdawaĹo â tak dobrze znaĹem. Na jej drobnej twarzy widaÄ byĹo zmÄczenie, lecz siedziaĹa wyprostowana, z podniesionÄ gĹowÄ . W pewnym momencie spojrzaĹa prosto w moje oczy i uĹmiechnÄĹa siÄ delikatnie.
â JesteĹ pewien, Ĺźe nas nie widzi? â zapytaĹem zmieszany i przesunÄ Ĺem siÄ o kilka krokĂłw w prawo.
Nie poruszyĹa siÄ ani odrobinÄ, tylko podÄ ĹźyĹa za mnÄ wzrokiem.
â Nie wygĹupiaj siÄ â odparĹ. â PrzecieĹź ona moĹźe zobaczyÄ tam tylko siebie w lustrze.
â CieszÄ siÄ, Ĺźe przyszedĹeĹ, Mirku. â DrgnÄ Ĺem, gdy usĹyszaĹem jej cichy gĹos. â WiedziaĹam, Ĺźe mogÄ na ciebie liczyÄ.
*
WychodzÄ c z komendy, byĹem kompletnie przybity.
Przed spotkaniem z EwÄ znaĹem jedynie kilka suchych faktĂłw, ktĂłre SĹawek przekazaĹ mi podczas krĂłtkiej rozmowy telefonicznej. Gdybym z nim wtedy nie rozmawiaĹ, sÄ dziĹbym, Ĺźe to jakiĹ koszmarny Ĺźart. Przez dĹuĹźszy czas po odĹoĹźeniu sĹuchawki nie mogĹem dojĹÄ do siebie, aĹź wreszcie uznaĹem, Ĺźe przecieĹź musi istnieÄ jakieĹ w miarÄ rozsÄ dne wytĹumaczenie. Z tÄ nadziejÄ oczekiwaĹem spotkania, przekonujÄ c siÄ w duchu, Ĺźe to, co Ewa ma do powiedzenia tylko mnie, pozwoli mi cokolwiek zrozumieÄ.
I rzeczywiĹcie, dokĹadnie tak siÄ staĹo, tyle Ĺźe teraz czuĹem siÄ o wiele gorzej. Wszystko wskazywaĹo na to, Ĺźe to wĹaĹnie ja jestem gĹĂłwnym winowajcÄ .
Na pogrÄ Ĺźonym w ciemnoĹciach parkingu znalazĹem swojego granatowego passata, wĹÄ czyĹem silnik i przez dĹugi czas wpatrywaĹem siÄ tÄpo w niebiesko-biaĹÄ tablicÄ z napisem âPOLICJAâ. Wreszcie nie wytrzymaĹem i rozpĹakaĹem siÄ jak dziecko.
2.
Ewa mieszkaĹa na drugim piÄtrze, o dwie kondygnacje niĹźej ode mnie. SprowadziĹa siÄ do naszego bloku, gdy byĹem przedszkolakiem. UwaĹźaĹem wtedy â jak zresztÄ wszyscy moi kumple â Ĺźe wszystkie dziewczyny sÄ âgĹupie i beznadziejneâ, a w dodatku w ogĂłle nie da siÄ z nimi bawiÄ. Pewnego dnia â samemu rudno mi byĹo w to uwierzyÄ â owo ĹwiÄte i niepodlegajÄ ce dyskusji przekonanie legĹo w gruzach.
Niewiele pamiÄtam z wczesnego dzieciĹstwa, lecz tamtÄ chwilÄ, gdy przedszkolanka wprowadziĹa do sali i przedstawiĹa nam ânowÄ koleĹźankÄ, ktĂłra od dziĹ bÄdzie w naszej grupieâ, przez te wszystkie lata miaĹem przed oczyma tak wyraĹşnie, jakby caĹe zdarzenie rozegraĹo siÄ ledwie kilka dni wczeĹniej.
Nie byĹa to dla Ĺźadna atrakcja, Ĺźe doĹÄ czyĹ do nas ktoĹ nowy. Wszystko przez rozbudowujÄ cÄ siÄ w pobliĹźu fabrykÄ sprzÄtu gospodarstwa domowego, zatrudniajÄ cÄ coraz wiÄcej pracownikĂłw. Sprowadzali siÄ caĹymi rodzinami, wiÄc i dzieci w przedszkolu byĹo z roku na rok coraz wiÄcej. Jednak kiedy popatrzyĹem na niewielkÄ nawet jak na swĂłj wiek dziewczynkÄ, byĹem bardzo zdziwiony.
Zwykle podobne sceny wyglÄ daĹy w ten sposĂłb, Ĺźe nowi pĹakali albo przynajmniej podĹwiadomie starali siÄ trochÄ schowaÄ za opiekunkÄ grupy, natomiast ta dziewczynka zachowywaĹa siÄ zupeĹnie inaczej. PodeszĹa kilka krokĂłw w naszÄ stronÄ i, zatrzymujÄ c siÄ mniej wiÄcej w poĹowie drogi, przelotnie przebiegĹa wzrokiem po naszych twarzach:
â CzeĹÄ. Nazywam siÄ Ewa Murawska â powiedziaĹa wyraĹşnie, gĹosem, w ktĂłrym nie sĹychaÄ byĹo nawet cienia tremy
WpatrywaliĹmy siÄ w jej wielkie zielone oczy i okrÄ gĹÄ buziÄ, otoczonÄ czarnymi jak smoĹa wĹosami, zwiÄ zanymi w mysie ogonki jaskrawoczerwonymi cienkimi wstÄ Ĺźeczkami. Nikt z nas nie odpowiedziaĹ nawet sĹĂłwkiem. WyglÄ daĹo na to, Ĺźe po raz pierwszy nowo przybyĹa osoba nas siÄ nie boi. MaĹo tego, nasze milczenie mogĹo ĹwiadczyÄ o tym, Ĺźe jest dokĹadnie odwrotnie.
WzruszyĹa lekko ramionami, jakby miaĹa do czynienia z bandÄ gĹupkĂłw i odwrĂłciĹa siÄ z bezradnÄ minÄ w stronÄ przedszkolanki.
Później wszystko wyglÄ daĹo niby tak, jak zazwyczaj. My z chĹopakami bawiliĹmy siÄ w swoim gronie, a dziewczyny zajÄte byĹy sobÄ i jakimiĹ gĹupimi lalkami. Ewa trzymaĹa siÄ nieco na uboczu, jednak od czasu do czasu zagadywaĹa do ktĂłrejĹ z koleĹźanek, a potem Ĺźywo o czymĹ rozprawiaĹy. Jak to âbabyâ.
Zabawa jakoĹ nam siÄ nie kleiĹa, poniewaĹź nie tylko ja czÄsto spoglÄ daĹem z zainteresowaniem w stronÄ dziewczyn. Wreszcie Waldeczek (tak nazywaĹa go mama), ktĂłry zawsze najbardziej im dokuczaĹ, wstaĹ i cicho podszedĹ do Ewy. Nie widziaĹa go, bo akurat odwrĂłcona byĹa do nas tyĹem. RzuciĹ okiem w stronÄ wychowawczyni i gdy stwierdziĹ, Ĺźe nie patrzy, znienacka pociÄ gnÄ Ĺ dziewczynkÄ za wĹosy.
Ta obrĂłciĹa siÄ powoli i odwaĹźnie spojrzaĹa mu prosto w oczy. Waldeczek byĹ gruby, o wiele od niej wyĹźszy i przynajmniej dwa razy ciÄĹźszy. W zasadzie miaĹa szczÄĹcie, bo tak naprawdÄ nie szarpnÄ Ĺ jej aĹź tak mocno, jak miaĹ w zwyczaju. ZarejestrowaĹem to dokĹadnie, bo staĹem najbliĹźej caĹego zajĹcia.
â ZrĂłb to jeszcze raz, a zobaczysz â powiedziaĹa cicho i bardzo spokojnie, lecz stanowczo.
Nie trzeba byĹo mu tego dwa razy powtarzaÄ. SiÄgnÄ Ĺ tĹustÄ ĹapÄ do drugiej kitki i chwyciĹ jÄ . CaĹa akcja trwaĹa uĹamek sekundy. Ewa bĹyskawicznie podniosĹa rÄkÄ nad gĹowÄ, zamachnÄĹa siÄ i z caĹej siĹy grzmotnÄĹa chĹopaka nadgarstkiem w sam Ĺrodek tĹustej gÄby. Ten puĹciĹ jej wĹosy i zaczÄ Ĺ siÄ cofaÄ, zahaczajÄ c nogÄ o jakÄ Ĺ zabawkÄ. GruchnÄ Ĺ na plecy, aĹź zadudniĹo i zaraz potem zaczÄ Ĺ ryczeÄ, puszczajÄ c nosem krwawe purpurowe baĹki zmieszane ze smarkami.
MinÄĹo dobrych kilka lat, nim Ewa przyznaĹa mi siÄ, Ĺźe za ten wystÄpek oberwaĹa od mamy tÄgie lanie. Ale moĹźe byĹo warto, bo Waldeczek od tamtej pory przestaĹ dokuczaÄ nie tylko jej, ale teĹź innym dziewczynkom.
*
Wspomnienia sprawiĹy, Ĺźe znalazĹem siÄ w zupeĹnie innym miejscu. PatrzyĹem przed siebie, uĹmiechajÄ c siÄ do dawnych czasĂłw. Wreszcie przyszĹo otrzeĹşwienie, a przeraĹźajÄ ca rzeczywistoĹÄ uderzyĹa mnie ze zdwojonÄ siĹÄ .
WyjÄ Ĺem chustkÄ, otarĹem Ĺzy i popatrzyĹem przed siebie. Jaskrawy napis ponownie staĹ siÄ czytelny. Zbyt czytelny.
WrzuciĹem jedynkÄ i chciaĹem ruszyÄ z miejsca, lecz dodaĹem za duĹźo gazu, przez co koĹa tylko zabuksowaĹy w zmroĹźonym Ĺniegu. ByĹ późny wieczĂłr i wyglÄ daĹo na to, Ĺźe znĂłw chwyciĹ styczniowy mrĂłz, czego idÄ c do samochodu, zupeĹnie nie odczuwaĹem.
Za drugim razem przygazowaĹem o wiele delikatniej i auto powoli potoczyĹo siÄ do przodu.
âMuszÄ uwaĹźaÄ, bo na drodze na pewno bÄdzie szklankaâ â pomyĹlaĹem, uĹwiadamiajÄ c sobie natychmiast, Ĺźe akurat ten fakt nie jest w zaistniaĹych okolicznoĹciach moim najwiÄkszym zmartwieniem.
3.
ZaparkowaĹem pod blokiem i powlokĹem siÄ w kierunku wejĹcia do klatki schodowej. Z trudem pokonywaĹem kolejne stopnie, a gdy dochodziĹem do drugiego piÄtra, poczuĹem gwaĹtowne dĹawienie w gardle.
CzÄsto wracajÄ c z miasta, w drodze do domu wstÄpowaĹem do niej na herbatÄ albo kieliszek wina. Oboje odziedziczyliĹmy mieszkania po rodzicach i, od chwili Ĺmierci matki Ewy, mieszkaliĹmy samotnie. Przez kilka lat ona mieszkaĹa gdzie indziej, ale juĹź jakiĹ czas temu wrĂłciĹa na stare Ĺmieci. Jej maĹĹźeĹstwo okazaĹo siÄ zupeĹnym nieporozumieniem.
PopatrzyĹem na tak dobrze znane drzwi i westchnÄ Ĺem ciÄĹźko, zastanawiajÄ c siÄ mimowolnie nad tym, kiedy (o ile w ogĂłle) znĂłw otworzÄ siÄ przede mnÄ . ZdajÄ c sobie sprawÄ z absurdalnoĹci wĹasnego zachowania, zbliĹźyĹem siÄ i nacisnÄ Ĺem dzwonek (krĂłtko, dĹugo, a potem znĂłw dwa razy krĂłtko). Gdyby byĹa w Ĺrodku, wiedziaĹaby, Ĺźe to ja. Przez moment nawet zdawaĹo mi siÄ, Ĺźe sĹyszÄ odgĹos jej krokĂłw, lecz wraĹźenie to znikĹo prÄdzej, niĹź siÄ pojawiĹo, a korytarz niespodziewanie utonÄ Ĺ w ciemnoĹciach. UĹwiadomiĹem sobie, Ĺźe po prostu zbyt duĹźo czasu zajÄ Ĺ mi marsz; zwykle spokojnie zdÄ ĹźyĹem wejĹÄ na czwarte piÄtro, zanim automat wyĹÄ czyĹ ĹźarĂłwki na caĹej klatce.
PostaĹem jeszcze przez chwilÄ, potem ponownie pstryknÄ Ĺem ĹwiatĹo i ruszyĹem dalej.
ChĹodny prysznic dobrze mi zrobiĹ. Natychmiast po kÄ pieli wskoczyĹem pod koĹdrÄ. ByĹem piekielnie zmÄczony i chciaĹem, aby sen przyszedĹ jak najprÄdzej.
GodzinÄ później wciÄ Ĺź leĹźaĹem z dĹoĹmi splecionymi za gĹowÄ , wpatrujÄ c siÄ w sufit rozjaĹniony mlecznÄ poĹwiatÄ ulicznych latarni.
*
SĹawek sprowadziĹ siÄ do naszego bloku niecaĹe dwa lata po tym, jak Waldeczek wylÄ dowaĹ na podĹodze z rozwalonym nosem. ZbliĹźaĹo siÄ rozpoczÄcie roku szkolnego, a poniewaĹź wszyscy troje byliĹmy w jednakowym wieku, wkrĂłtce razem rozpoczÄliĹmy naukÄ.
JuĹź po kilku miesiÄ cach okazaĹo siÄ, Ĺźe szkoĹa bÄdzie dla mnie prawdziwÄ gehennÄ i maĹo brakowaĹo, a powtarzaĹbym nawet pierwszÄ klasÄ. DziÄki Ewie, ktĂłra wyciÄ gnÄĹa mnie z kĹopotĂłw za uszy, wszystko skoĹczyĹo siÄ happy endem. Potem jakoĹ szĹo. Zawsze, gdy byĹem zagroĹźony z jakiegoĹ przedmiotu, mogĹem na niÄ liczyÄ, i szczÄĹliwie skoĹczyliĹmy podstawĂłwkÄ.
Nie pamiÄtam dokĹadnie, kiedy siÄ w niej zakochaĹem. Raczej nie w przedszkolu, bo wtedy miaĹem inne, waĹźniejsze sprawy na gĹowie. ale staĹo siÄ to chyba najpóźniej w drugiej klasie. MiaĹem w domu adapter i kilkanaĹcie pĹyt naleĹźÄ cych do moich rodzicĂłw. Na jednej z nich znajdowaĹa siÄ piosenka zespoĹu Wawele o tym, jak to ona âmiaĹa wĹosy pachnÄ ce miÄtÄ â. Romantyczna, i melodyjna, czyli w sam raz dla zakochanego oĹmio- czy dziewiÄciolatka. PuszczaĹem jÄ w kĂłĹko, aĹź prawie niczego poza trzaskami i szumami nie byĹo sĹychaÄ. Nie przeszkadzaĹo mi to zupeĹnie â waĹźne, Ĺźe to byĹ nasz â mĂłj i Ewy â utwĂłr.
Przez te wszystkie lata ani razu nie zdradziĹem siÄ wobec niej jakimĹ nieostroĹźnym gestem, choÄ naprawdÄ nie byĹo to Ĺatwe. Czasem myĹlaĹem, Ĺźe moĹźe jednak warto jej wszystko wyznaÄ, i gdy juĹź, juĹź zamierzaĹem to zrobiÄ, spoglÄ daĹem w lustro i dostrzegaĹem w nim chudego dryblasa ze szparami miÄdzy zÄbami, wyĹupiastymi oczyma i odstajÄ cymi uszami. Odbicie w lustrze nieodmiennie studziĹo moje zapaĹy. MyĹlaĹem wtedy, Ĺźe jestem gĹupi i powinienem siÄ cieszyÄ, Ĺźe taka Ĺadna dziewczyna w ogĂłle ma ochotÄ siÄ ze mnÄ przyjaĹşniÄ.
Po podstawĂłwce kaĹźde z nas poszĹo do innej szkoĹy; na dodatek SĹawek przeprowadziĹ siÄ do domu, ktĂłry zbudowali jego rodzice. Nie przeszkodziĹo nam to jednak w podtrzymywaniu naszej trĂłjstronnej przyjaĹşni.
Później Ewa rozpoczÄĹa studia, SĹawek poszedĹ
do policji, a ja po zawodĂłwce i technikum mechanicznym, ktĂłre jakimĹ
cudem udaĹo mi siÄ zakoĹczyÄ zdanÄ
maturÄ
, rozpoczÄ
Ĺem
chwalebnÄ
zasadniczÄ
sĹuĹźbÄ
Waldemar Pycia studiowaĹ medycynÄ, nosiĹ okulary i byĹ prawie caĹkiem Ĺysy. TrochÄ zeszczuplaĹ, ale ja i tak zawsze bÄdÄ go pamiÄtaĹ jako grubasa, ktĂłry leĹźy na podĹodze przedszkola, wyjÄ c w niebogĹosy i zalewajÄ c siÄ krwawymi smarkami z rozkwaszonego nochala.
4.
Od rana sypaĹ drobny Ĺnieg, Ĺwiat za oknem wydawaĹ siÄ cichy i spokojny, a ja nie mogĹem sobie znaleĹşÄ miejsca w mieszkaniu.
PostanowiliĹmy z moim wspĂłlnikiem, Ĺźe w tym tygodniu nasz warsztat bÄdzie nieczynny. Miasto przykryĹa gruba pierzyna biaĹego puchu, ruch byĹ niewielki, a pomieszczenia wymagaĹy odkĹadanego przez lata remontu.
Na jedzenie nie miaĹem ochoty, za to wypiĹem chyba ze cztery kawy. WĹÄ czaĹem i wyĹÄ czaĹem telewizor, zaczynaĹem czytaÄ jakieĹ artykuĹy w gazetach, po kilku linijkach zapominajÄ c, co byĹo w poprzednim akapicie. Wreszcie, po raz pierwszy od dĹuĹźszego czasu, poĹźaĹowaĹem, Ĺźe mam wolne i nie muszÄ iĹÄ do pracy. Przynajmniej mĂłgĹbym zajÄ Ä myĹli czym innym niĹź wczorajsze spotkanie z EwÄ .
*
Gdy wszedĹem, nic nie powiedziaĹa, tylko powitaĹa mnie szerokim uĹmiechem. MiaĹem wraĹźenie, Ĺźe znĂłw jest tÄ samÄ dziewczynÄ , w ktĂłrej kochaĹem siÄ na zabĂłj. Szczerze mĂłwiÄ c, uĹźywanie w tym przypadku czasu przeszĹego byĹo nie do koĹca wĹaĹciwe.
SpojrzaĹem w kierunku weneckiego lustra. PodejrzewaĹem, Ĺźe SĹawek wciÄ Ĺź za nim stoi, jednak byĹy to tylko moje domysĹy. Zamiast powitania powiedziaĹem:
â SkÄ d wiedziaĹaĹ, Ĺźe tam jestem? PrzecieĹź nie mogĹaĹ mnie zobaczyÄâŚ
UĹmiechnÄĹa siÄ tajemniczo i odparĹa:
â Nie mogĹo ciÄ tam nie byÄ. W przeciwnym wypadku by mnie tutaj nie przyprowadzili.
â MiaĹem wraĹźenie, Ĺźe patrzysz mi prosto w oczy.
ZnĂłw ten sam uĹmiech
â MoĹźe tak byĹo? â W jej oczach bĹysnÄĹy figlarne ogniki. â Wiesz przecieĹź, Ĺźe ostatnio duĹźo nad tym pracowaĹamâŚ
UsiadĹem naprzeciw niej. Nie wydawaĹo mi siÄ, Ĺźeby to byĹ najlepszy moment na Ĺźarty i sĹownÄ szermierkÄ. PopatrzyĹem na niÄ powaĹźnie.
â Ewa, co siÄ staĹo? â SĹowa z trudem przechodziĹy mi przez zaciĹniÄte gardĹo. â Dlaczego to zrobiĹaĹ?
SpowaĹźniaĹa na moment, lecz po chwili jej twarz znĂłw rozjaĹniĹ uĹmiech.
â To dziaĹa, Miras! Gdyby nie ty, wÄ chaĹabym teraz kwiatki od spodu, a tak ĹźyjÄ i mam siÄ, jak widzisz, caĹkiem nieĹşle. DziÄkujÄ, Ĺźe powiedziaĹeĹ mi o retrowizjach. Na poczÄ tku myĹlaĹam, Ĺźe to jakaĹ Ĺciema, lecz w koĹcu przekonaĹeĹ mnie, Ĺźe jest to moĹźliwe. â WpadĹa w sĹowotok, a ja nie zamierzaĹem jej przerywaÄ. â W tajemnicy przed tobÄ , spotkaĹam siÄ z kilkoma ludĹşmi, ktĂłrzy podpowiedzieli mi, jak moĹźna przejĹÄ na drugi poziom. Ty go osiÄ gnÄ ĹeĹ juĹź dawno, wiÄc wiesz, o czym mĂłwiÄ. Wiele razy prĂłbowaĹam i zawsze bezskutecznie, aĹź wreszcie nadeszĹa ta chwila. Prawdopodobnie staĹo siÄ to w najlepszym z moĹźliwych momentĂłw. Mam nadziejÄ, Ĺźe ten skurwysyn smaĹźy siÄ teraz w piekle.
Jej oczy pĹonÄĹy. Na policzkach wykwitĹy purpurowe rumieĹce. Nawet nie wiem, kiedy chwyciĹa mojÄ rÄkÄ i ĹcisnÄĹa jÄ lodowatymi, spoconymi dĹoĹmi.
â ZawdziÄczam ci Ĺźycie i nigdy nie zapomnÄ tego, co dla mnie zrobiĹeĹ â ciÄ gnÄĹa. â Jestem twojÄ dĹuĹźniczkÄ .
â WiÄc chodzi o retrowizje?
â No pewnie, Ĺźe tak! MiaĹam byÄ czwartÄ ofiarÄ , jednak gdy tylko spojrzaĹam w jego oczy, zorientowaĹam siÄ, co zamierza i nie mogĹam czekaÄ. SzczÄĹliwy traf sprawiĹ, Ĺźe zĹapaliĹmy gumÄ, wiÄc⌠Chyba rozumiesz, Ĺźe musiaĹam to zrobiÄ?
MilczaĹem.
â To byĹ gwaĹciciel, sadysta i morderca â znĂłw siÄ odezwaĹa. Tym razem jej gĹos brzmiaĹ zupeĹnie inaczej. ByĹ chĹodny, beznamiÄtny i przeraĹźajÄ co spokojny. â Trzy kobiety gryzÄ teraz glebÄ i czekajÄ , aĹź ktoĹ wreszcie odkryje, kim naprawdÄ byĹ ten zwyrodnialec. PomoĹźesz mi ujawniÄ prawdÄ Ĺwiatu, prawda?
Wszystko wskazywaĹo na to, Ĺźe Ewa postradaĹa zmysĹy. Nie byĹo sensu ciÄ gnÄ Ä tej rozmowy.
â OczywiĹcie, Ĺźe pomogÄ â powiedziaĹem, wstajÄ c i prĂłbujÄ c uwolniÄ siÄ od jej uĹcisku. â Wiesz przecieĹź, Ĺźe zrobiÄ dla ciebie wszystko.
â Poczekaj, nie idĹş jeszcze. â To byĹ bardziej rozkaz niĹź proĹba.
Ponownie usiadĹem, rzucajÄ c niespokojne spojrzenie w stronÄ lustra. MiaĹem nadziejÄ, Ĺźe SĹawek kontroluje caĹÄ sytuacjÄ.
â Nie widziaĹam wszystkiego, wiÄc musi ci wystarczyÄ tyle, ile wiem. Do reszty dojdziesz sam, moĹźe SĹawek trochÄ pomoĹźeâŚ? â wbiĹa we mnie peĹen nadziei wzrok.
â Na pewno, Ewcia. Na pewnoâŚ
â Trzy kobiety, dwie z nich okoĹo trzydziestki, jedna o jakieĹ dziesiÄÄ lat mĹodsza â ciÄ gnÄĹa uspokojona. â WidziaĹam jakiĹ drewniany domek pod lasem, moĹźe to jest miejscowoĹÄ wypoczynkowa, bo obok byĹo kilka podobnych budynkĂłw. ZakopywaĹ je doĹÄ gĹÄboko, chyba na grzÄ dkach, nie wiem dokĹadnie, ale na pewno w pobliĹźu tego domku. WczeĹniej przez tydzieĹ lub dwa zabawiaĹ siÄ z nimi. Dwudziestolatce i jednej ze starszych kobiet odciÄ Ĺ gĹowy, trzeciej rozpĹataĹ brzuch. Tak zginÄĹy po tym, gdy je drÄczyĹ caĹymi dniamiâŚ
UmilkĹa nagle i ze Ĺzami w oczach wpatrywaĹa siÄ w ĹcianÄ za moimi plecami. Nagle drgnÄĹa i znĂłw spojrzaĹa na mnie.
â Dwudziestolatka chyba nie miaĹa kciuka â odezwaĹa siÄ znĂłw, lecz teraz nie mĂłwiĹa juĹź z takÄ pewnoĹciÄ , jak poprzednio. â Zdaje siÄ, Ĺźe prawego⌠Tak, na pewno prawego! Przepraszam, Ĺźe jestem taka niedokĹadna, ale to trwaĹo naprawdÄ krĂłtko. ZresztÄ retrowizje sÄ tak ulotne, Ĺźe⌠â Nagle siÄ rozeĹmiaĹa. â I komu ja to mĂłwiÄ. PrzecieĹź kto jak kto, ale ty to wiesz o wiele lepiej niĹź ja.
â OczywiĹcie. â MiaĹem nadziejÄ, Ĺźe uĹmiech, ktĂłry pojawiĹ siÄ na mojej twarzy, wyglÄ daĹ choÄ trochÄ naturalnie. â No to w takim razie muszÄ siÄ braÄ do roboty. Nie ma zbyt wiele czasu⌠Nie chcemy przecieĹź, ĹźebyĹ tu tkwiĹa bez potrzeby, prawda?
Ponownie wstaĹem. Tym razem natychmiast puĹciĹa mojÄ dĹoĹ.
â Trzymaj siÄ, Ewcia. Dam znaÄ, jak siÄ czegoĹ dowiem â zapewniĹem faĹszywie i ruszyĹem w kierunku drzwi.
â Miras â usĹyszaĹem za plecami â mogÄ ciÄ o coĹ zapytaÄ?
PrzystanÄ Ĺem. Po chwili znĂłw patrzyĹem w jej wielkie zielone oczy.
â No pewnie, wal! â odrzekĹem.
ByĹa zmieszana, niepewna siebie, zupeĹnie inna niĹź przed kilkoma sekundami. WydawaĹo siÄ, Ĺźe ma wÄ tpliwoĹci, czy naprawdÄ chce mi zadaÄ swoje pytanie, jednak po chwili usĹyszaĹem:
â Wiem, Ĺźe to moĹźe nie jest najlepsza chwila na tego typu rozmowy, ale⌠byÄ moĹźe nieprÄdko siÄ zobaczymyâŚ
StaĹem, czekajÄ c, aĹź odezwie siÄ ponownie.
â Musisz tu podejĹÄ â powiedziaĹa. â To pytanie jest przeznaczone tylko dla twoich uszu.
â SĹawek zapewniaĹ, Ĺźe nikt nas nie bÄdzie podsĹuchiwaĹâŚ
Ewa odwrĂłciĹa twarz w stronÄ lustra, znĂłw siÄ uĹmiechajÄ c.
â PodejdĹş, Miras. On sĹucha, skubaniec jeden.
Po chwili byĹem obok niej. SkinÄĹa rÄkÄ , dajÄ c znak, Ĺźe chce, abym siÄ pochyliĹ. ZrobiĹem to, czujÄ c, jak wĹosy jeĹźÄ mi siÄ na karku.
â Dlaczego mnie nie chciaĹeĹ? â szepnÄĹa.
WyprostowaĹem siÄ nagle.
â Co powiedziaĹaĹ?
PokrÄciĹa z niezadowoleniem gĹowÄ .
â Csiii⌠Nie muszÄ sĹyszeÄ. To jest rozmowa tylko miÄdzy nami. â ZnĂłw przywoĹaĹa mnie ruchem dĹoni.
ByĹem bardzo blisko niej, czujÄ c zapach moich ulubionych perfum.
â Nie podobaĹam ci siÄ? PrzecieĹź to niemoĹźliwe, ĹźebyĹ nie wiedziaĹ, jak bardzo chciaĹam byÄ z tobÄ âŚ Zawsze byĹeĹ taki⌠na dystansâŚ
Do tej pory nagĹa suchoĹÄ w gardle wydawaĹa mi siÄ wymysĹem pisarzy, ktĂłrzy majÄ zbyt wybujaĹÄ wyobraĹşniÄ. Teraz jednak nie potrafiĹem przeĹknÄ Ä Ĺliny. Prawie siÄ dusiĹem. Wreszcie pomyĹlaĹem, Ĺźe chyba moja przyjaciĂłĹka naprawdÄ oszalaĹa. PrzecieĹź to niemoĹźliwe, ĹźeâŚ
SpojrzaĹem jej w oczy. Nie byĹo w niej ani krztyny szaleĹstwa.
â Tak dĹugo czekaĹam na ciebie, aĹź wreszcie straciĹam wszelkÄ nadziejÄ i postanowiĹam sobie jakoĹ uĹoĹźyÄ Ĺźycie â szeptaĹa. â Powiedz, czego mi brakowaĹo?
To byĹa ta sama Ewa, ktĂłrÄ znaĹem od lat. WpatrywaĹa siÄ we mnie z niepokojem, bojÄ c siÄ odpowiedzi.
PokrÄciĹem tylko gĹowÄ , nie wiedzÄ c, co powiedzieÄ.
â Pogadamy o tym kiedy indziej â rzekĹem. â MuszÄ sobie to wszystko poukĹadaÄ, Ewcia. Nie gniewaj siÄ, dobrze?
â No jasne. â WciÄ Ĺź nie przestawaĹa siÄ uĹmiechaÄ. â Teraz sÄ waĹźniejsze sprawy. Musisz ich przekonaÄ, Ĺźe jestem niewinna, prawda?
â Tak. PĂłjdÄ juĹź.
WstaĹa i przytuliĹa mnie mocno. Bardzo mocno.
5.
ZadzwoniĹ telefon. W sĹuchawce odezwaĹ siÄ gĹos SĹawka:
â CzeĹÄ, Miras. ChciaĹem ci tylko powiedzieÄ, Ĺźe sÄ d zdecydowaĹ o areszcie na trzy miesiÄ ce. MoĹźna siÄ byĹo tego spodziewaÄ, ale⌠no cóş, to i tak dla mnie wielki szok. Dla ciebie pewnie teĹź, co nie?
â Tak, SĹawku. DziÄki za wiadomoĹÄ.
Przez chwilÄ milczeliĹmy.
â Dobra â powiedziaĹ. â BÄdÄ koĹczyĹ, mam masÄ robotyâŚ
â SĹawekâŚ
â Tak?
â Wczoraj, na komendzie⌠Nie wiem, czy powinienem o to pytaÄâŚ
â Chyba wiem, o co chodzi â odparĹ. â Przepraszam ciÄ, stary, ale jak zobaczyĹem, Ĺźe Ewa nie pozwala ci odejĹÄ, wĹÄ czyĹem mikrofon. Wiem, obiecaĹem, Ĺźe bÄdzie inaczej, aleâŚ
â BaĹeĹ siÄ, czy nie stanie siÄ coĹ zĹego?
â WĹaĹnie. Mam nadziejÄ, Ĺźe nie masz mi tego za zĹe?
â No pewnie, Ĺźe nie.
â I tak niczego nie usĹyszaĹem, naprawdÄ â zapewniaĹ. â MĂłwiliĹcie zbyt cicho.
â Okej. DziÄki za telefon. Trzymaj siÄ â powiedziaĹem i odĹoĹźyĹem sĹuchawkÄ, nie czekajÄ c na odpowiedĹş.
Mimo wszystko czuĹem siÄ trochÄ oszukany, lecz to uczucie natychmiast zostaĹo przytĹumione pytaniem:
âSkÄ d ona mogĹa wiedzieÄ, do jasnej cholery?!â.
*
Po rozmowie z EwÄ SĹawek odprowadziĹ mnie do wyjĹcia. ZatrzymaĹem siÄ przed drzwiami i zapytaĹem:
â Jak to siÄ staĹo? MoĹźesz mi o tym opowiedzieÄ?
ZawahaĹ siÄ tylko przez chwilÄ.
â Pewnie. W sumie to Ĺźadna tajemnica⌠ZresztÄ pismaki i tak zaraz wszystkiego siÄ dowiedzÄ i rozdmuchajÄ do granic moĹźliwoĹci. MoĹźe wrĂłcimy do mojego pokoju? Korytarz nie jest najlepszym miejscem na tego typu rozmowyâŚ
â Nie, SĹawek â zaprotestowaĹem. â ChcÄ jak najszybciej wrĂłciÄ do domu. JeĹli nie chcesz o tym rozmawiaÄ terazâŚ
â Dobrze, wobec tego bÄdÄ siÄ streszczaĹ. MĂłwiĹem ci przez telefon, Ĺźe Ewa zatĹukĹa faceta. Jan Zakrocki, lat czterdzieĹci jeden, mieszkaniec Olsztyna. DwĂłjka dzieci w gimnazjum. MotywĂłw, jak wiesz, nie znamy⌠W tej sprawie chciaĹa rozmawiaÄ tylko z tobÄ . A moĹźe⌠â przerwaĹ â moĹźe mĂłgĹbyĹ mi coĹ powiedzieÄ? PrzecieĹź musi byÄ jakieĹ wytĹumaczenieâŚ
â Nie teraz, SĹawek. Jeszcze nie teraz. Nie miej mi tego za zĹe, po prostu na razie jest za wczeĹnie. Co jeszcze wiadomo?
â Poza przyczynami tego morderstwa, wiemy wĹaĹciwie wszystko, bo Ewka caĹe zdarzenie opowiedziaĹa ze szczegĂłĹami. WracaĹa z Zalesia, dokÄ d pojechaĹa, Ĺźeby uporzÄ dkowaÄ grĂłb rodzicĂłw po ĹwiÄtach BoĹźego Narodzenia. ByĹ wczesny wieczĂłr, uciekĹ jej autobus, wiÄc staĹa na przystanku. WĹaĹnie zastanawiaĹa siÄ, czy zamĂłwiÄ taksĂłwkÄ, czy odwiedziÄ rodzinÄ w Zalesiu, gdy tuĹź obok niej zatrzymaĹ siÄ Zakrocki. ZaproponowaĹ podwiezienie do miasta.
â Sam siÄ zatrzymaĹ?
â Tak. Po przejechaniu kilku kilometrĂłw zĹapali gumÄ i Zakrocki skrÄciĹ w leĹnÄ drogÄ, by bezpiecznie zmieniÄ koĹo. Nie zdÄ ĹźyĹ. WĹaĹnie odkrÄcaĹ Ĺruby, gdy Ewka rozwaliĹa mu gĹowÄ ĹyĹźkÄ do opon. MĂłwiÄ ci, masakra! Jak wiesz, pracujÄ juĹź trochÄ w policji, ale czegoĹ takiego nie widziaĹemâŚ
â Czego mianowicie?
â Nie wiem, co w niÄ wstÄ piĹo, ale ten facet po prostu⌠Ona go normalnie pozbawiĹa gĹowy. KawaĹki czaszki przemieszane byĹy z resztkami mĂłzgu. Wszystko to rozbryzgane na samochodzie i kilkunastu metrach kwadratowych ĹnieguâŚ
ZamilkĹ.
ByĹo mi niedobrze, lecz trzymaĹem siÄ dzielnie, starajÄ c siÄ nie daÄ niczego po sobie poznaÄ.
â A ona?
â Jak gĹaz. Spokojna, opanowana. ChwilÄ potem zadzwoniĹa na policjÄ, w skrĂłcie opowiedziaĹa o tym, co siÄ staĹo, podaĹa dokĹadnÄ lokalizacjÄ i poprosiĹa o przysĹanie radiowozu. Gdy nasi pojawili siÄ na miejscu, staĹa oparta o samochĂłd Zakrockiego. Nie uwierzysz, ale po prostu siÄ uĹmiechaĹa. Zapytana, czy to byĹo w obronie wĹasnej, odparĹa, Ĺźe poniekÄ d tak, lecz stwierdziĹa teĹź, Ĺźe nie zostaĹa napadniÄta.
ZapadĹa cisza. SĹawek staĹ, przypatrujÄ c mi siÄ uwaĹźnie.
â Rozumiesz coĹ z tego? â spytaĹ wreszcie.
â CoĹ mi Ĺwita. Jakby co, skontaktujÄ siÄ z tobÄ .
UĹcisnÄliĹmy sobie dĹonie i juĹź miaĹem wyjĹÄ z budynku, gdy do gĹowy przyszĹo mi jeszcze jedno pytanie:
â A ten Zakrocki... byĹ tu przejazdem? Olsztyn jest na drugim koĹcu PolskiâŚ
â No wĹaĹnie, badamy ten wÄ tek, bo tu sÄ pewne niejasnoĹci. Jego Ĺźona byĹa przekonana, Ĺźe mÄ Ĺź jest na delegacji w Niemczech. UstaliliĹmy, Ĺźe dzwoniĹ do domu kilkadziesiÄ t minut przed spotkaniem Ewy, utrzymujÄ c, Ĺźe jest w Monachium i zostanie tam jeszcze co najmniej przez tydzieĹ. Dziwna sprawaâŚ
â Dziwna â przyznaĹem i wyszedĹem.
6.
Gdy przestaĹa byÄ EwÄ PyciÄ , na powrĂłt stajÄ c siÄ EwÄ MurawskÄ , i po rozwodzie znĂłw zamieszkaĹa w naszym bloku, Ĺwiat wypiÄkniaĹ, a wszystko wyglÄ daĹo o wiele bardziej optymistycznie. PostanowiĹem, Ĺźe drugi raz jej nie stracÄ.
Jej mama jeszcze wtedy ĹźyĹa i natychmiast zaskarbiĹem sobie sympatiÄ starszej pani, choÄ w przeszĹoĹci róşnie miÄdzy nami bywaĹo. WiedziaĹem, jak bardzo Ewa liczy siÄ z jej zdaniem, wiÄc pierwsze punkty zdobyĹem bardzo Ĺatwo. StaraĹem siÄ im jak najwiÄcej pomagaÄ. Wiadomo â dwie samotne kobiety potrzebujÄ mÄskiej pomocy, wiÄc byĹem na kaĹźde ich skinienie. OczywiĹcie, uwaĹźaĹem, aby nie wyglÄ daĹo to zbyt podejrzanie â nie miaĹem przecieĹź zamiaru sprawiaÄ wraĹźenia, Ĺźe siÄ narzucam. Wiadomo, jak Ĺatwo przekroczyÄ tÄ granicÄ pomiÄdzy szczerÄ , bezinteresownÄ chÄciÄ pomocy, a nieznoĹnym natrÄctwem.
Gdy matka Ewy zachorowaĹa, bywaĹem u niej w szpitalu nawet sam. PrzywoziĹem owoce i ksiÄ Ĺźki (wiedziaĹem przecieĹź doskonale, jakie lubi najbardziej). Wszystko to trwaĹo okoĹo dwĂłch miesiÄcy.
Na pogrzebie szliĹmy z EwÄ tuĹź za trumnÄ . Szczerze mĂłwiÄ c, czuĹem siÄ dokĹadnie tak, jak pogrÄ Ĺźony w ĹźaĹobie kochany ziÄÄ. I zdawaĹo mi siÄ, Ĺźe tak teĹź zaczynam byÄ traktowany przez dalszÄ rodzinÄ mojej przyjaciĂłĹki. Wszystko szĹo w najlepszym kierunku.
Kiedy zostaĹa sama, dĹugo nie mogĹa siÄ otrzÄ snÄ Ä po Ĺmierci matki. WiedziaĹem, Ĺźe musi minÄ Ä trochÄ czasu, wiÄc dyskretnie usunÄ Ĺem siÄ na bok, by wrĂłciÄ, gdy tylko bÄdzie mnie potrzebowaĹa. I to byÄ moĹźe byĹ mĂłj bĹÄ d.
Z drugiej jednak strony, nie mogĹem przecieĹź przewidzieÄ, Ĺźe mojej przyjaciĂłĹce aĹź tak bardzo bÄdzie brakowaĹo matki⌠ByĹem w ciÄĹźkim szoku, gdy dowiedziaĹem siÄ, Ĺźe Ewa powaĹźnie zainteresowaĹa siÄ okultyzmem, a zwĹaszcza parapsychologiÄ . BywaĹa na kilku spotkaniach tygodniowo, kupowaĹa dziesiÄ tki ksiÄ Ĺźek o tej tematyce i â co najgorsze â nie potrzebowaĹa juĹź mojej pomocy. PoczuĹem, Ĺźe znĂłw zaczynam jÄ traciÄ.
ZnaĹem EwÄ od dzieciĹstwa i doskonale wiedziaĹem, Ĺźe nie zniosĹaby, gdybym zaczÄ Ĺ wyĹmiewaÄ czy kwestionowaÄ jej nowÄ pasjÄ. Cóş wiÄc mi pozostaĹo? MogĹem tylko wejĹÄ w to po same uszy, a potem sprĂłbowaÄ udowodniÄ, jaki jestem dobry w te klocki.
O retrowizjach usĹyszaĹem w radiu i od razu wiedziaĹem, Ĺźe to jest wĹaĹnie to, czego szukam. BywaĹem z EwÄ na tych jej spotkaniach i przypuszczaĹem, Ĺźe moĹźe to byÄ strzaĹ w dziesiÄ tkÄ. Jeszcze nie zajmowali siÄ tÄ kwestiÄ , wiÄc juĹź na starcie miaĹem ogromnÄ przewagÄ.
OczywiĹcie, absolutnie nie wierzyĹem w te bzdury, jednak by zyskaÄ uznanie, musiaĹem byÄ bardzo przekonujÄ cy. Najpierw dotarĹem do mojego starego kumpla, ktĂłry â jak siÄ dowiedziaĹem â przyjaĹşniĹ siÄ z byĹym mÄĹźem Ewy. KosztowaĹo mnie to kupÄ forsy wydanej na piwo i inne napoje wyskokowe, ale dziÄki temu dowiedziaĹem siÄ o maĹĹźeĹstwie Waldemara i Ewy PyciĂłw wiÄcej, niĹź ktokolwiek mĂłgĹby przypuszczaÄ.
Potem wystarczyĹo tylko te informacje odpowiednio dozowaÄ, nie zapominajÄ c o dodatkowej otoczce i ubarwiajÄ c rewelacjami o szczegĂłĹach Ĺźycia innych ludzi, ktĂłre moĹźna poznaÄ dziÄki â jak to sam nazwaĹem â âspojrzeniu wewnÄtrznemuâ. Ewa znĂłw byĹa moja. PrzestaĹa chodziÄ na spotkania; poĹwiÄciĹa siÄ bez reszty kwestii retrowizji, prĂłbujÄ c pĂłjĹÄ drogÄ swojego guru, ktĂłry potrafiĹ odgadywaÄ ludzkÄ przeszĹoĹÄ. Nie sÄ dziĹem, Ĺźe potrwa to jakoĹ szczegĂłlnie dĹugo. Ewa zawsze charakteryzowaĹa siÄ sĹomianym zapaĹem, wiÄc wystarczyĹo spokojnie poczekaÄ. NajwaĹźniejsze byĹo to, Ĺźe znĂłw jestem dla niej kimĹ waĹźnym.
SzĹo mi Ĺwietnie, aĹź do tego popoĹudnia, gdy znalazĹa siÄ w samochodzie Zakrockiego. W tym jednym momencie wszystko siÄ zawaliĹo, by nie powiedzieÄ, Ĺźe â nomen omen â totalnie wziÄĹo w ĹebâŚ
*
MijaĹy kolejne dni.
Remont w warsztacie siÄ skoĹczyĹ i wreszcie mogĹem wrĂłciÄ do pracy â i zrobiĹem to z niekĹamanÄ przyjemnoĹciÄ . PrĂłbowaĹem zapomnieÄ o tym wszystkim, ale â co chyba oczywiste â z bardzo miernym skutkiem.
CiÄ ĹźyĹo mi, Ĺźe to przeze mnie Ewa oglÄ da teraz Ĺwiat zza kratek, no ale któş mĂłgĹ przypuszczaÄ, Ĺźe aĹź tak bardzo weĹşmie sobie do serca durnoty, ktĂłrymi jÄ karmiĹem. Na to, Ĺźe siedziaĹa w pierdlu, nie mogĹem nic poradziÄ, ale mogĹem przynajmniej (dla spokoju sumienia) speĹniÄ swojÄ obietnicÄ, Ĺźe sprĂłbujÄ coĹ dla niej zrobiÄ. Od naszego spotkania nie kiwnÄ Ĺem nawet palcem. Fakt â moĹźe zwariowaĹa, ale przecieĹź wciÄ Ĺź byĹa mojÄ przyjaciĂłĹkÄ i â przede wszystkim â najdroĹźszÄ mi osobÄ na Ĺwiecie.
ZadzwoniĹem do SĹawka i poprosiĹem, Ĺźeby mi pokazaĹ miejsce zbrodni. Nie pytaĹ, dlaczego chcÄ je zobaczyÄ. Po prostu siÄ zgodziĹ i nastÄpnego dnia byliĹmy na miejscu.
â Nic nie zobaczysz, Miras â powiedziaĹ, wysiadajÄ c z auta. â Od tamtej pory minÄĹo sporo czasu i Ĺnieg juĹź kilka razy porzÄ dnie sypaĹ, wiÄc to na nic. ZresztÄ , nie sÄ dzÄ, aby nasi ludzie pominÄli cokolwiek.
MiaĹ racjÄ. PokrÄciĹem siÄ chwilÄ tu i tam, brnÄ c po kolana w Ĺniegu. PlÄ taĹa mi siÄ pod czaszkÄ myĹl, Ĺźe moĹźe jednak Zakrocki jÄ zaatakowaĹ, a ona po prostu tego nie pamiÄtaĹa â ludzie przecieĹź róşnie reagujÄ w skrajnych sytuacjach. Ta hipoteza natychmiast wydaĹa mi siÄ jednak caĹkowicie nieprawdopodobna. To miejsce byĹo zbyt blisko ruchliwej drogi, z ktĂłrej widoczni byliĹmy jak na dĹoni. Gdyby planowaĹ napad, z pewnoĹciÄ odjechaĹby dalej w las, tym bardziej, Ĺźe wtedy nie byĹo jeszcze ciemno, o czym wczeĹniej zapewniĹ mnie SĹawek.
â Wiesz â usĹyszaĹem nagle wĹasne sĹowa â zdaje siÄ, Ĺźe to wszystko moja winaâŚ
Nie mogĹem siÄ juĹź wycofaÄ. OpowiedziaĹem mu caĹÄ historiÄ mojej retrowizyjnej manipulacji i wszystko, co przekazaĹa mi Ewa. MĂłwiÄ c to, staĹem w biaĹym puchu, majÄ c z pewnoĹciÄ pod butami, gdzieĹ tam poniĹźej grubej warstwy Ĺniegu, nieuprzÄ tniÄte resztki Zakrockiego. Jedyne, co zachowaĹem dla siebie, to sĹowa, ktĂłre powiedziaĹa mi, gdy koĹczyliĹmy naszÄ rozmowÄ.
CzuĹem siÄ jak najgorsza kanalia, SĹawek przez caĹÄ drogÄ powrotnÄ nie odezwaĹ siÄ do mnie ani sĹowem, lecz mimo to byĹo mi lĹźej.
OdwiozĹem go pod dom. PoczÄ tkowo sprawiaĹ wraĹźenie, jakby miaĹ zamiar od razu wysiÄ ĹÄ, lecz siÄ rozmyĹliĹ. Wreszcie powiedziaĹ:
â Miras, skĹamaĹbym mĂłwiÄ c, Ĺźe pochwalam twoje postÄpowanie wobec Ewki. Ale⌠â PoruszyĹ siÄ niespokojnie w fotelu. â Ale to jest jedna strona medalu. Druga jest taka, Ĺźe nikt nie mĂłgĹ tego przewidzieÄ. Kto mĂłgĹby siÄ spodziewaÄ po niej⌠po kimkolwiek⌠czegoĹ takiego? Nie jesteĹ przecieĹź jasnowidzem, prawda?
W odpowiedzi skinÄ Ĺem tylko gĹowÄ . PrzebiegĹo mi przez myĹl, Ĺźe to, co siÄ staĹo kiedyĹ w przedszkolu, nie wziÄĹo siÄ z niczego. MoĹźe byĹ to zbyt daleko idÄ cy wniosek. ZresztÄ , SĹawek przecieĹź nie widziaĹ tamtego zajĹcia.
WysiadĹ i zatrzasnÄ Ĺ drzwi, by po chwili otworzyÄ je znowu.
â Nikomu nie powiem tego, czego siÄ od ciebie dowiedziaĹem. MoĹźesz byÄ pewienâŚ
â DziÄki.
â âŚale postaram siÄ, Ĺźeby przebadali EwÄ najlepsi biegli psychiatrzy. Tyle tylko mogÄ zrobiÄ.
ZatrzasnÄ Ĺ ponownie drzwi, a ja miaĹem wraĹźenie, Ĺźe tym jednym ruchem zamknÄ Ĺ rĂłwnieĹź okres naszej przyjaĹşni, ktĂłra miaĹa siÄ przecieĹź nigdy nie skoĹczyÄ.
7.
PaĹşdziernik 2002
MinÄĹo wiele miesiÄcy, zanim znĂłw zobaczyĹem siÄ ze SĹawkiem.
ByĹ późny jesienny wieczĂłr. WracaĹem z pracy zmÄczony jak siedem nieszczÄĹÄ, gdy ujrzaĹem go, siedzÄ cego na Ĺaweczce przed naszym blokiem. Na mĂłj widok podniĂłsĹ siÄ i ruszyĹ w mojÄ stronÄ.
â Witaj, Miras! â usĹyszaĹem.
â CzeĹÄ! â odparĹem nieco zaniepokojony. â CoĹ siÄ staĹo?
Tylko jakieĹ wyjÄ tkowe zdarzenie mogĹo tĹumaczyÄ to spotkanie. Jak przewidywaĹem, po naszej wspĂłlnej wizycie na miejscu zbrodni prawie rok temu ani razu siÄ ze mnÄ nie kontaktowaĹ. Ja teĹź nie potrafiĹem przerwaÄ milczenia. CzuĹem siÄ cholernie winny. Wiele razy ĹźaĹowaĹem, Ĺźe wtedy tak siÄ przed nim otworzyĹem. StraciĹem przyjaciela, a przecieĹź fakt, Ĺźe wszystkiego siÄ dowiedziaĹ, nie miaĹ najmniejszego znaczenia i w Ĺźaden sposĂłb nie mĂłgĹ pomĂłc Ewie.
â Tak, staĹo siÄ â powiedziaĹ. â SĹyszaĹeĹ, Ĺźe dziĹ zapadĹ wyrok?
â Wiem, Ĺźe miaĹ zapaĹÄ. CaĹy czas jestem na bieĹźÄ co, ale dziĹ nie miaĹem jak dowiedzieÄ siÄ czegokolwiek. WĹaĹnie zamierzaĹemâŚ
â DostaĹa dwadzieĹcia piÄÄ lat â przerwaĹ mi. â SÄ d nie dopatrzyĹ siÄ Ĺźadnych okolicznoĹci ĹagodzÄ cych, poza niekaralnoĹciÄ . Biegli sÄ dowiâŚ
â Stwierdzili, Ĺźe byĹa wtedy caĹkowicie poczytalna, prawda?
SkinÄ Ĺ gĹowÄ .
â MoĹźe wejdziesz? â zapytaĹem, przerywajÄ c przeciÄ gajÄ ce siÄ milczenie.
â Nie, dziÄki. Wiesz, widziaĹem siÄ z niÄ dzisiaj po ogĹoszeniu wyroku. ProsiĹa, bym ci przekazaĹ, Ĺźe jest jej przykro⌠Nie odwiedziĹeĹ jej przez caĹy ten czas.
Nie odezwaĹem siÄ na to ani sĹowem, bo i cóş mogĹem powiedzieÄ? Ĺťe przez te wszystkie miesiÄ ce baĹem siÄ dowiedzieÄ prawdy? Ĺťe baĹem siÄ usĹyszeÄ przeprosiny za jej nieodpowiedzialne sĹowa wypowiedziane na komendzie pod wpĹywem emocji? ZachowywaĹem siÄ jak skoĹczony, egoistyczny dupek, zostawiajÄ c EwÄ samÄ sobie, to prawda.
Najpierw przez kilka tygodni siÄ wahaĹem, a później byĹo coraz trudniej. Nie chciaĹem jej znĂłw zobaczyÄ i potem zadrÄczaÄ siÄ myĹlÄ , Ĺźe bÄdÄ jÄ widywaĹ tylko na wiÄziennych widzeniach.
â âŚtak samo.
â Przepraszam, moĹźesz jeszcze raz powtĂłrzyÄ? â poprosiĹem. â WyĹÄ czyĹem siÄ na chwilÄ.
â MĂłwiĹem, Ĺźe prosiĹa teĹź, bym ci przekazaĹ, Ĺźe nie ma do ciebie Ĺźalu, bo sama pewnie zachowaĹaby siÄ dokĹadnie tak samo.
â Aha â odrzekĹem, silÄ c siÄ na obojÄtnoĹÄ.
â Jest jeszcze jedna rzecz. Pewnie bÄdziesz siÄ wĹciekaĹâŚ
â Ja? â prawie siÄ rozeĹmiaĹem. â MyĹlisz, Ĺźe po tym wszystkim, co zrobiĹem i jak siÄ zachowaĹem wobec niej, mĂłgĹbym siÄ z jakiegoĹ powoduâŚ
â Ona wie, Ĺźe przekazaĹeĹ mi to wszystko, co byĹo przeznaczone dla twoich uszu.
A jednak siÄ wkurzyĹem i to porzÄ dnie.
â No to Ĺwietnie. NaprawdÄ, powiedzieÄ ci coĹ, to jak w studniÄâŚ
ChciaĹem go ominÄ Ä, ale chwyciĹ mnie za ramiÄ.
â Miras, jak Boga kocham! Ona nie wie tego ode mnieâŚ
*
Kilka minut później siedzieliĹmy w moim mieszkaniu.
â Nie pytaj, jak mi siÄ to udaĹo, ale mogliĹmy przez jakiĹ czas porozmawiaÄ sam na sam po rozprawie.
UsiadĹ w duĹźym pokoju, nawet nie zdejmujÄ c pĹaszcza.
â SĹawek, rozbierz siÄ. Zaraz mi wszystko opowiesz, ale na spokojnie. Napijesz siÄ czegoĹ?
â WĂłdki bym siÄ napiĹ, ale jestem autem.
â MoĹźe wrĂłcisz taksĂłwkÄ ? Albo przenocujesz u mnie? Wiesz⌠Po tym wszystkim â szczerze mĂłwiÄ c â nie sÄ dziĹem, Ĺźe jeszcze kiedyĹ zechcesz siÄ ze mnÄ napiÄ.
â Ja teĹź nie sÄ dziĹem, ale po dzisiejszym dniu⌠Dobra, zaraz ci wszystko opowiem, tylko zadzwoniÄ do Anki, Ĺźe nie wrĂłcÄ dziĹ na noc. NaprawdÄ mogÄ zostaÄ? â upewniĹ siÄ.
â No jasne. DzwoĹ, a ja tymczasem poĹcielÄ ci w goĹcinnym.
*
Zanim przeszliĹmy do rzeczy, wypiliĹmy kilka kolejek i pogadaliĹmy trochÄ na niezobowiÄ zujÄ ce tematy, jakby odwlekajÄ c przejĹcie do meritum. ZastanawiaĹem siÄ nawet przez moment, czy przypadkiem nie wolÄ trwaÄ w nieĹwiadomoĹci, zwyczajnie cieszÄ c siÄ chwilÄ i spotkaniem z przyjacielem. WkrĂłtce jednak okazaĹo siÄ, Ĺźe SĹawek nie odpuĹci tematu.
â Jak ci juĹź mĂłwiĹem â zaczÄ Ĺ â Ewa wie, Ĺźe powiedziaĹeĹ mi o tym, o czym wtedy rozmawialiĹcie na komendzie. PowtĂłrzÄ to jeszcze raz â nie dowiedziaĹa siÄ ode mnie. Teraz chciaĹem ciÄ zapytaÄ o trzy rzeczy. Tylko skup siÄ, zanim odpowiesz, dobra?
â Dobra.
â Wierzysz mi?
â To ma byÄ pierwsze pytanie?
â Tak, i to chyba najwaĹźniejsze. Tylko wtedy dwa kolejne bÄdÄ miaĹy sens.
ZastanowiĹem siÄ i odparĹem:
â WierzÄ. Po pierwsze dlatego, Ĺźe nie widzÄ powodu, dla ktĂłrego miaĹbyĹ kĹamaÄ, a po drugie⌠po drugie⌠ty nigdy mnie nie okĹamaĹeĹâŚ
UĹwiadomienie sobie tego faktu byĹo dla mnie nagĹym olĹnieniem. RzeczywiĹcie, SĹawek nigdy mnie nie oszukaĹ, zawsze zachowywaĹ siÄ wobec mnie w porzÄ dku. No, moĹźe poza wĹÄ czeniem gĹoĹnika na komendzie, ale zrobiĹ to przecieĹź w trosce o moje bezpieczeĹstwo.
SkinÄ Ĺ gĹowÄ , jakby usĹyszaĹ, Ĺźe Ĺadna dziĹ pogoda.
â Drugie pytanie: jesteĹ pewien, Ĺźe nie wie tego od ciebie?
PatrzyĹem na niego zaskoczony.
â Ale czego? â spytaĹem wreszcie.
PrzewrĂłciĹ oczami.
â No tego, Ĺźe mi wtedy powiedziaĹeĹ o tym, co ona mĂłwiĹa ci na komendzie â wytĹumaczyĹ cierpliwie, jak siedmiolatkowi.
â PrzecieĹź wiesz, Ĺźe ani jej nie widziaĹem od tamtego czasu, ani siÄ z niÄ w Ĺźaden sposĂłb nie kontaktowaĹemâŚ
â A moĹźe wie o tym ktoĹ jeszcze, kto jej mĂłgĹ przekazaÄâŚ
â Na pewno nie â przerwaĹem. â Tylko z tobÄ o tym rozmawiaĹem. MogÄ przysiÄ c.
â Dobra, dobra, spokojnie. Ja teĹź ci wierzÄ⌠Trzecia rzecz: nie powiedziaĹeĹ mi wtedy wszystkiego?
â To znaczy?
â No, nie przekazaĹeĹ mi treĹci caĹej rozmowy?
â Nie â odparĹem i siÄgnÄ Ĺem po kieliszek.
â Ona mi teĹź nic nie powiedziaĹa. Wiem tylko, Ĺźe coĹ zataiĹeĹ, i to mi wystarczy. Tak samo stwierdziĹa Ewka. Wiesz, co to wszystko moĹźe oznaczaÄ?
PodnosiĹem wĂłdkÄ do ust, lecz nagle zastygĹem. TrwaĹem tak przez kilka sekund, po czym wychyliĹem do dna.
â OszalaĹeĹ, prawda? â zapytaĹem, odstawiajÄ c kieliszek. â Czy dobrze rozumiem? Ty naprawdÄ wierzysz, Ĺźe ona patrzÄ c w oczy moĹźe odgadnÄ Ä czyjÄ Ĺ przeszĹoĹÄ?
â ByÄ moĹźe â odparĹ. â Ale nie wiesz jeszcze najlepszego. Zanim do tego przejdÄ, mĂłgĹbym najpierw zapaliÄ?
WstaĹem, Ĺźeby poszukaÄ popielniczki. ChwilÄ to trwaĹo, bo gdy wrĂłciĹem do stoĹu, SĹawek zdÄ ĹźyĹ juĹź wypaliÄ prawie poĹowÄ papierosa.
â Nie wiedziaĹa o tym, Ĺźe wiem, o czym rozmawialiĹcie, nie wiedziaĹa teĹź, Ĺźe byliĹmy na miejscu zdarzenia â mĂłwiĹ, strzepujÄ c popiĂłĹ. â A wiesz, jakie byĹo jej pierwsze pytanie, gdy zostaliĹmy sami?
â SkÄ d mam wiedzieÄ?
â ZapytaĹa, dlaczego nie przeszukaliĹmy dokĹadnie tamtego miejsca.
PatrzyĹem na niego jak cielÄ w malowane wrota.
â MĂłwi do mnie: âMusicie znaleĹşÄ klucze.â Ja jej na to, Ĺźe klucze byĹy wĹrĂłd znalezionych rzeczy, a ona pokrÄciĹa tylko gĹowÄ i powiedziaĹa, Ĺźe to nie te, i Ĺźe wĹaĹciwe, ktĂłre mogÄ pomĂłc w rozwiÄ zaniu caĹej sprawy, moĹźe tam jeszcze leĹźÄ .
â Aha. â Nie byĹa to zbyt bĹyskotliwa odpowiedĹş, ale nic innego nie przyszĹo mi w tym momencie do gĹowy.
â No i resztÄ juĹź znasz. WiedziaĹa o naszej rozmowie, a wiÄcej nie udaĹo mi siÄ z niej wyciÄ gnÄ Ä, bo czas nagliĹ. I co ty na to wszystko?
â Nic. SĹawek, sorry, ale⌠jeĹliby to wszystko miaĹa byÄ prawda, to dlaczego nie powiedziaĹa tego w sÄ dzie?
â Nie byĹa pewna, nie ma twardych dowodĂłw, nikt by jej nie uwierzyĹ, wziÄliby jÄ za wariatkÄ⌠Mam wymieniaÄ dalej? Ona wiedziaĹa, Ĺźe tylko my moĹźemy jej pomĂłc, wiÄc tylko nam to mogĹa przekazaÄ.
â A dlaczego mi wtedy nie powiedziaĹa o tych kluczach?
â WĹaĹnie, zapomniaĹem dodaÄ, Ĺźe to dotarĹo do niej dopiero niedawno, jak po raz kolejny przypominaĹa sobie tÄ caĹÄ , jak jej tam⌠retrowizjÄ, tak?
â PrzecieĹź ci mĂłwiĹem, Ĺźe to wszystko bzduryâŚ
â MoĹźe tak, a moĹźe nie. Jest jeszcze jedna rzecz.
â Nie moĹźesz wszystkiego powiedzieÄ od razu?
â MĂłwiÄ przecieĹź â zirytowaĹ siÄ. â Chodzi o to, Ĺźe ja teĹź w to wszystko nie mogĹem uwierzyÄ. ZresztÄ âŚ nawet teraz teĹź nie mam jakiegoĹ stuprocentowego przekonania. ZrobiĹem wiÄc dziĹ po poĹudniu coĹ, co mogĹoby uprawdopodobniÄ caĹÄ tÄ historiÄ.
â PojechaĹeĹ szukaÄ kluczy?
â To teĹź, ale nic nie znalazĹem, co zresztÄ byĹo do przewidzenia, biorÄ c pod uwagÄ czas, jaki upĹynÄ ĹâŚ
â WiÄc?
â SprawdziĹem w rejestrze zaginionych kobiet w wieku od piÄtnastu do trzydziestu lat, ktĂłrych cechÄ szczegĂłlnÄ byĹ brak kciuka.
NabraĹem powietrza, krÄcÄ c z niedowierzaniem gĹowÄ .
â W ciÄ gu ostatnich kilku lat byĹ tylko jeden taki przypadek. Dwudziestojednoletnia studentka, mieszkanka GrĂłjca pod WarszawÄ âŚ
â No widzisz. WiÄc to znikniÄcie nie moĹźe mieÄ nic wspĂłlnego zâŚ
â ZniknÄĹa pierwszego listopada, niecaĹe dwa miesiÄ ce przed tym, jak Zakrocki zostaĹ zamordowany.
â No i co z tego?
â W zwiÄ zku z tym, Ĺźe w Ĺledztwie byĹy niejasnoĹci odnoĹnie sĹuĹźbowego wyjazdu Zakrockiego, przesĹuchano teĹź jego ĹźonÄ, czego dowiedziaĹem siÄ dzwoniÄ c na komendÄ do Olsztyna. ZeznaĹa, Ĺźe wczeĹniej jej mÄ Ĺź teĹź wyjeĹźdĹźaĹ do Niemiec. Ostatni taki wyjazd, wyĹÄ czajÄ c ten zakoĹczony feralnym spotkaniem z EwkÄ , miaĹ miejsce w przeddzieĹ ĹwiÄta ZmarĹych dwa tysiÄ ce drugiego roku. Zakrockiego nie byĹo wtedy w domu prawie przez dwa tygodnieâŚ
8.
Nigdy byĹmy nie znaleĹşli tych kluczy pod grubÄ warstwÄ liĹci, gdyby nie wykrywacz metalu, ktĂłry SĹawek poĹźyczyĹ rano od znajomego z pracy. LeĹźaĹy niemal dokĹadnie w miejscu, gdzie znaleziono zabitego mÄĹźczyznÄ. OczywiĹcie, nie mogliĹmy byÄ na sto procent pewni, Ĺźe naleĹźaĹy do niego, lecz byĹo to bardzo prawdopodobne. To, Ĺźe nie natrafiono na nie w dniu zabĂłjstwa, moĹźna byĹo tĹumaczyÄ faktem, Ĺźe wysunÄĹy mu siÄ z kieszeni, gdy padaĹ pod wpĹywem uderzeĹ, a potem ktoĹ â moĹźe Ewa, a moĹźe ktĂłryĹ z policjantĂłw lub prokurator â przypadkowo wdeptaĹ je jeszcze w Ĺnieg.
Trzy klucze typu yale oraz jeden duĹźo wiÄkszy, starego typu, byĹy nanizane na metalowe kĂłĹko. Do kĂłĹka przypiÄta byĹa plastikowa czerwona przywieszka z miejscem na opis. Pod przeĹşroczystym plastikiem widniaĹy dwie niedbale nakreĹlone dĹugopisem lub piĂłrem litery: âZâ oraz druga, nieczytelna, rozmazana pod wpĹywem wilgoci.
SĹawek pieczoĹowicie zabezpieczyĹ znalezisko, tak aby nie naruszyÄ odciskĂłw palcĂłw, ktĂłre mogĹy siÄ zachowaÄ na kluczach.
OdwiĂłzĹ mnie pod blok.
â I co o tym sÄ dzisz? â zapytaĹ.
â Nie wiem, odparĹem. Trzeba chyba sprawdziÄ, czy to jego â odparĹem. â A nawet jeĹli tak, to jaki te klucze mogÄ mieÄ z tym wszystkim zwiÄ zek?
â Tego wĹaĹnie sprĂłbujÄ siÄ dowiedzieÄ.
*
Za sprawÄ SĹawka wydarzenia sprzed miesiÄcy wrĂłciĹy do mnie ze zdwojonÄ mocÄ . ZnĂłw przypominaĹem sobie, co powiedziaĹa mi Ewa, tyle Ĺźe teraz patrzyĹem na to z diametralnie innej perspektywy.
Czy to moĹźliwe, Ĺźe przez te wszystkie lata, kiedy spÄdzaliĹmy ze sobÄ tyle czasu, ona faktycznie czekaĹa na choÄby najmniejszy znak z mojej strony? Nie chciaĹo mi siÄ w to wierzyÄ, ale przecieĹź wyraĹşnie mi to zakomunikowaĹa.
ByĹo jeszcze za wczeĹnie, aby zastanawiaÄ siÄ, co by siÄ staĹo, gdyby w jakiĹ niewytĹumaczalny sposĂłb okazaĹo siÄ, Ĺźe miaĹa racjÄ i facet, ktĂłremu rozwaliĹa gĹowÄ tÄpym narzÄdziem, rzeczywiĹcie byĹ zwyrodniaĹym gwaĹcicielem i zabĂłjcÄ . Nie znaĹem procedur, jakie mĂłgĹby w takiej sytuacji zastosowaÄ sÄ d. Nie wykluczaĹem jednak, Ĺźe caĹa sprawa mogĹaby siÄ skoĹczyÄ rewizjÄ wyroku i nadzwyczajnym zĹagodzeniem kary. W takim przypadku byÄ moĹźe Ewa juĹź niedĹugo mogĹaby znowu zamieszkaÄ obok mnie. Drugi raz nie zmarnowaĹbym takiej szansy.
I wtedy dotarĹa do mnie myĹl, ktĂłra mnie wrÄcz sparaliĹźowaĹa. JeĹli Ewa Murawska w istocie wypracowaĹa w sobie zdolnoĹci retrowizyjne, jeĹli rzeczywiĹcie spoglÄ dajÄ c komuĹ w oczy, moĹźe odgadnÄ Ä minione zdarzenia, toâŚ
â BoĹźe ĹwiÄty â szepnÄ Ĺem i zaczÄ Ĺem sobie przypominaÄ nasze spotkanie na komendzie. Minuta po minucie, sekunda po sekundzie. PrĂłbowaĹem wydobyÄ z najgĹÄbszych zakamarkĂłw pamiÄci coĹ, co mogĹoby ĹwiadczyÄ o tym, Ĺźe Ewa choÄby prĂłbowaĹa wtedy przejrzeÄ mojÄ przeszĹoĹÄ.
UznaĹem wreszcie, Ĺźe nic takiego raczej nie miaĹo miejsca. ByĹa zbyt wzburzona i przejÄta sprawÄ , a takĹźe niespodziewanym wyznaniem tego, co do mnie czuĹa. Czy jednak mogĹem mieÄ pewnoĹÄ?
W Ĺźadnym wypadku.
9.
Marzec 2003
Minuty w sÄ dowym holu ciÄ gnÄĹy siÄ w nieskoĹczonoĹÄ
SiedziaĹem na niewygodnej Ĺawce, czekajÄ c, aĹź zostanÄ poproszony do sali rozpraw numer cztery. Po raz pierwszy od ponad roku miaĹem spojrzeÄ w oczy Ewie, ktĂłra kolejny raz zasiadaĹa na miejscu dla oskarĹźonych.
âSpojrzenie w oczyâ nie byĹo najtrafniejszym okreĹleniem. DziesiÄ tki mijajÄ cych mnie osĂłb ze sĹabo ukrywanym zainteresowaniem spoglÄ daĹy na faceta w ciemnych lustrzanych okularach. Wielu z nich z pewnoĹciÄ braĹo mnie za niewidomego. NajwaĹźniejsze byĹo to, Ĺźe nikt nie mĂłgĹ spojrzeÄ mi w oczy.
DzieĹ wczeĹniej odwiedziĹem lekarza. ZdiagnozowaĹ zapalenie spojĂłwek i zaleciĹ noszenie ciemnych okularĂłw, nawet w zamkniÄtych pomieszczeniach. Sztuczka z solÄ wcieranÄ w oczy byĹa wprawdzie bolesna, ale za to bardzo skuteczna.
Odruchowo siÄgnÄ Ĺem do kieszeni marynarki, by upewniÄ siÄ, Ĺźe orzeczenie lekarskie wciÄ Ĺź w niej tkwi.
Wszystko zdarzyĹo siÄ poniekÄ d na moje wĹasne Ĺźyczenie. Sprawy przybraĹy zupeĹnie nieoczekiwany obrĂłt i musiaĹem stawiÄ im czoĹa najlepiej, jak potrafiÄ.
*
Po naszym paĹşdziernikowym spotkaniu SĹawek zaczÄ Ĺ dziaĹaÄ jak burza.
Na kluczach odnaleziono odciski palcĂłw Zakrockiego. Wdowa po nim nigdy nie widziaĹa takich kluczy. To tylko potwierdziĹo podejrzenia. Kolejne czynnoĹci odkrywaĹy coraz to nowe fakty zwiÄ zane z przeszĹoĹciÄ zamordowanego.
SĹawek spotkaĹ siÄ ponownie z EwÄ . NajdokĹadniej jak to byĹo moĹźliwe, opisaĹa mu ona miejsce, ktĂłre udaĹo siÄ jej zobaczyÄ podczas retrowizji. Z jej opinii wynikaĹo, Ĺźe moĹźe chodziÄ o jakÄ Ĺ miejscowoĹÄ, w ktĂłrej znajdowaĹo siÄ osiedle domkĂłw letniskowych. Takich w naszej okolicy byĹo sporo. W dodatku policyjny nos podpowiedziaĹ mojemu przyjacielowi, Ĺźe litery na przywieszce niekoniecznie musiaĹy byÄ inicjaĹami zamordowanego. ZjeĹşdziĹ setki kilometrĂłw, aĹź wreszcie trafiĹ do miejscowoĹci Zarzecze Osada.
Jeden z domkĂłw wyglÄ daĹ na zupeĹnie opuszczony. SÄ siedzi od wielu miesiÄcy nie widzieli mÄĹźczyzny, ktĂłry w nim wczeĹniej bywaĹ. Od nich teĹź SĹawek dostaĹ namiary wĹaĹciciela posesji, po czym spotkaĹ siÄ z nim i dowiedziaĹ, Ĺźe domek zostaĹ wynajÄty na piÄÄ lat âpanu, ktĂłry zapĹaciĹ za caĹy okres z gĂłryâ.
â Czy to ten mÄĹźczyzna? â zapytaĹ SĹawek wĹaĹciciela domku, pokazujÄ c zdjÄcie Zakrockiego.
â Tak. To pan Jasiewicz. Czy coĹ mu siÄ staĹo?
â MoĹźna tak powiedzieÄ â odrzekĹ mĂłj przyjaciel.
Nazwisko Jasiewicz byĹo â rzecz jasna â zmyĹlone, ale kto pyta o dowĂłd, gdy delikwent pĹaci z gĂłry?
Po tym zdarzeniu jedynym problemem byĹo uzyskanie nakazu przeszukania posesji w kolonii domkĂłw w miejscowoĹci Zarzecze Osada. I na to znalazĹ siÄ jednak sposĂłb.
SĹawek wysĹaĹ do komendy powiatowej anonim o takiej mniej wiÄcej treĹci:
Szanowny Panie Komendancie!
Uprzejmie informujÄ, Ĺźe w domku, ktĂłry wynajmuje pan Jasiewicz w miejscowoĹci Zarzecze Osada, dziaĹy siÄ róşne podejrzane rzeczy.
Kilka miesiÄcy temu sĹyszaĹam
tam krzyki i woĹanie o pomoc. MyĹlÄ, Ĺźe mogĹo siÄ tam
wydarzyÄ coĹ naprawdÄ
Zaniepokojona
PierwszÄ czynnoĹciÄ , ktĂłrÄ podjÄĹa grupa policji dowodzona przez SĹawka, byĹo dokumentne rozkopanie ogrĂłdka. Po piÄtnastu minutach natrafili na pierwsze zwĹoki.
Sekcje zwĹok trzech kobiet jota w jotÄ potwierdziĹy wizjÄ Ewy.
Teraz miaĹem zeznawaÄ jako Ĺwiadek. SĹawek nie zawahaĹ siÄ, gdy chodziĹo o dobro Ewy i w prokuraturze poinformowaĹ o jej retrowizjach, wskazujÄ c mnie jako osobÄ, ktĂłra pierwsza siÄ o nich dowiedziaĹa. Nie przeszkadzaĹo mu, Ĺźe moĹźe oberwaÄ za to, Ĺźe zaĹatwiĹ nasze widzenie.
âFacet ma jajaâ â pomyĹlaĹem dokĹadnie w tym momencie, gdy otworzyĹy siÄ drzwi do sali i straĹźnik sÄ dowy wywoĹaĹ moje nazwisko.
*
W tych pedalskich ciemnych okularkach z pewnoĹciÄ wyglÄ daĹem jak kosmita.
MogĹem postawiÄ kaĹźde pieniÄ dze na to, jak zareaguje sÄdzia, ktĂłrÄ okazaĹa siÄ energiczna chuda kobieta koĹo piÄÄdziesiÄ tki.
StanÄ Ĺem przy balustradce dla ĹwiadkĂłw.
â ProszÄ Ĺwiadka, niech Ĺwiadek zdejmie okulary.
â ProszÄ wysokiego sÄ du â odezwaĹem siÄ niepewnie â mam zaĹwiadczenie lekarskie, Ĺźe muszÄ ich stale uĹźywaÄ. Bardzo przepraszam, ale⌠â ciÄ gnÄ Ĺem, idÄ c w jej kierunku z biaĹym Ĺwistkiem w dĹoni.
PopatrzyĹa krytycznie na to, co jej podaĹem.
â No dobrze â burknÄĹa. â Skoro tak, to moĹźe w nich Ĺwiadek zostaÄ. ProszÄ wrĂłciÄ na miejsce.
Gdy szedĹem z powrotem, Ewa byĹa na wyciÄ gniÄcie rÄki. ZauwaĹźyĹem jej zaniepokojone spojrzenie i z trudem pohamowaĹem uĹmiech, myĹlÄ c z satysfakcjÄ , Ĺźe nie moĹźe spojrzeÄ mi prosto w oczy.
10.
KwiecieĹ 2003
Dwa tygodnie później odwiedziĹ mnie SĹawek z wiadomoĹciÄ , Ĺźe wszystko idzie po naszej myĹli.
â Miras! â mĂłwiĹ podekscytowany. â MoĹźe siÄ okazaÄ, Ĺźe Ewka wkrĂłtce bÄdzie wolna. Jest szansa, Ĺźe dostanie trzy lata za przekroczenie granic obrony koniecznej. BiorÄ c pod uwagÄ fakt, Ĺźe przesiedziaĹa ponad rok i nie sprawiaĹa Ĺźadnych problemĂłw, moĹźe wyjĹÄ za dobre sprawowanie juĹź w lipcu! MiaĹa szczÄĹcie â ta sÄdzia to straszna kosa na facetĂłw, zdeklarowana feministka. OczywiĹcie, sÄ d drugiej instancji moĹźe jeszcze zaostrzyÄ wyrok, ale chyba nie bÄdzie tak Ĺşle.
PopatrzyĹ na mnie uwaĹźnie.
â A co ty? Nie cieszysz siÄ?
PrzywdziaĹem na twarz sztuczny uĹmiech.
â No coĹ ty. OczywiĹcie, Ĺźe siÄ cieszÄ â zapewniĹem. â Trzeba bÄdzie to oblaÄ.
â No pewnie, ale juĹź we trĂłjkÄ, nie?
â Jasne, Ĺźe we trĂłjkÄ.
NastÄpnego dnia udaĹem siÄ do poĹrednika w obrocie nieruchomoĹciami.
11.
Czerwiec 2003
MiaĹa zostaÄ zwolniona z wiÄzienia za niecaĹe trzy tygodnie, dziesiÄ tego lipca.
StaĹem przed klatkÄ , po raz ostatni spoglÄ dajÄ c na blok, w ktĂłrym siÄ wychowaĹem. ZastanawiaĹem siÄ, jak Ewa zareaguje, gdy po wyjĹciu zapuka do mojego mieszkania i otworzÄ jej obcy ludzie.
O mojej przeprowadzce nie widziaĹ nikt, nawet SĹawek. OdsprzedaĹem udziaĹy w naszej spĂłĹce wspĂłlnikowi i za uzyskane Ĺrodki kupiĹem maĹe mieszkanko pod TrĂłjmiastem. ZmieniĹem teĹź nazwisko. WiedziaĹem wprawdzie, Ĺźe w razie potrzeby tak doĹwiadczony policjant jak SĹawek bez problemu mnie namierzy, jeĹli zechce, ale miaĹem nadziejÄ, Ĺźe uszanuje mojÄ decyzjÄ o nagĹym znikniÄciu. ZresztÄ , zamierzaĹem do niego zadzwoniÄ nastÄpnego dnia i poprosiÄ go o to.
WynajÄ Ĺem niewielkÄ halÄ w Sopocie na warsztat samochodowy, dziÄki ktĂłremu zamierzaĹem urzÄ dziÄ siÄ w nowym miejscu. MiaĹem caĹÄ kwotÄ uzyskanÄ ze sprzedaĹźy mieszkania, wiÄc byĹem pewien, Ĺźe bez problemu przetrwam okres rozkrÄcania interesu.
WestchnÄ Ĺem i ruszyĹem do auta. CaĹy mĂłj majÄ tek zmieĹciĹ siÄ do passata kombi. Meble, szpargaĹy i kupa ubraĹ â to wszystko wylÄ dowaĹo na Ĺmietniku albo zostaĹo przekazane potrzebujÄ cym.
UsiadĹem za kierownicÄ i przekrÄciĹem kluczyk w stacyjce.
Po chwili, nie wyĹÄ czajÄ c silnika, wyszedĹem na zewnÄ trz i otworzyĹem tylnÄ klapÄ. Z leĹźÄ cej na wierzchu walizki wydobyĹem zdjÄcie Ewy. Moje ulubione, na ktĂłrym uĹmiecha siÄ tak, jak tylko ona potrafi. ZabraĹem je ze sobÄ i poĹoĹźyĹem na siedzeniu pasaĹźera.
TuĹź obok maĹego znicza.
*
ZatrzymaĹem samochĂłd w niewielkim lasku, jakieĹ trzysta metrĂłw za ostatnimi zabudowaniami miasta. ZgasiĹem silnik, siÄgnÄ Ĺem po znicz i wyszedĹem na zewnÄ trz.
ZbliĹźaĹ siÄ wieczĂłr, a w powietrzu wciÄ Ĺź byĹo czuÄ upaĹ mijajÄ cego dnia. Koszula przywarĹa do spoconych plecĂłw. ZastanawiaĹem siÄ, czy byĹo mi gorÄ co z powodu gorÄ ca, czy z emocji, ktĂłre od pewnego czasu towarzyszyĹy mi, gdy pojawiaĹem siÄ w okolicach tego miejsca.
Tamten jesienny wieczĂłr tysiÄ c dziewiÄÄset dziewiÄÄdziesiÄ tego dziewiÄ tego roku byĹ zupeĹnie inny. ChĹodny i szary. PadaĹ drobny deszcz.
JechaĹem od znajomych po grillu. UparĹem siÄ, Ĺźe bÄdÄ wracaĹ, chociaĹź wczeĹniej wypiĹem kilka piw i trochÄ wĂłdki. Nie zamierzaĹem jeszcze wracaÄ do domu, o czym powiedziaĹem gospodarzom. MyĹleli, Ĺźe wybieram siÄ w przeciwnym kierunku. Nigdy później niczego nie podejrzewali i dziÄki temu nie naprowadzili policji na mĂłj Ĺlad.
Z naprzeciwka jechaĹ samochĂłd na dĹugich ĹwiatĹach. ChciaĹem odwdziÄczyÄ mu siÄ tym samym i takĹźe wĹÄ czyĹem dĹugie. ZaczÄ Ĺ trÄ biÄ, a ja wymachiwaĹem piÄĹciÄ w kierunku niewidocznego kierowcy. Gdy znĂłw spojrzaĹem na drogÄ, byĹo za późno i nic juĹź nie mogĹem zrobiÄ.
Pierwsza z dziewczynek odbiĹa siÄ od maski jak piĹka. Później znaleĹşli jÄ kilka metrĂłw od drogi z pogruchotanymi nogami. Zawsze juĹź bÄdzie jeĹşdziĹa na wĂłzku. Druga poleciaĹa na wprost i zaraz potem poczuĹem, jak koĹa przejeĹźdĹźajÄ po jej ciele.
ZatrzymaĹem samochĂłd. LeĹźaĹa na poboczu i â jak mi siÄ zdawaĹo â zginÄĹa na miejscu. GdzieĹ z oddali usĹyszaĹem jÄk drugiej z dziewczynek. RozejrzaĹem siÄ wokóŠsiebie. W dali, na prostej drodze majaczyĹy jeszcze tylne ĹwiatĹa samochodu, ktĂłry mijaĹem tuĹź przed wypadkiem. Nikogo wiÄcej nie zauwaĹźyĹem.
BĂłg mi Ĺwiadkiem, Ĺźe przez wiele dĹugich nocy ĹniĹem o tym, jak dzwoniÄ wtedy po pogotowie, po chwili przyjeĹźdĹźajÄ , by z powodzeniem uratowaÄ Ĺźycie i zdrowie tym dzieciakom. Niestety, tylko we Ĺnie mogĹem siÄ zdobyÄ na coĹ takiego.
WsiadĹem do samochodu i ruszyĹem przed siebie. DojechaĹem do warsztatu i przez caĹÄ noc pracowaĹem nad tym, by nastÄpnego dnia nie byĹo najmniejszego Ĺladu na karoserii. To byĹo Ĺatwe â byĹem przecieĹź Ĺwietnym, znanym w okolicy lakiernikiem.
Nazajutrz wszystkie lokalne media trÄ biĹy o wypadku. OkazaĹo siÄ, Ĺźe dziewczynka, ktĂłrÄ przejechaĹem, prawdopodobnie przeĹźyĹaby, gdyby ktoĹ natychmiast udzieliĹ jej pomocy lub wezwaĹ pogotowie.
LeĹźaĹy obok drogi przez dĹuĹźszy czas (dlatego nie ustalono dokĹadnej godziny zdarzenia). Wreszcie znalazĹ je przypadkowy rowerzystaâŚ
*
StanÄ Ĺem obok biaĹego skromnego krzyĹźa, zmĂłwiĹem krĂłtkÄ modlitwÄ i zapaliĹem znicz. WsiadajÄ c do samochodu, jeszcze siÄ rozejrzaĹem, czy aby na pewno nikt mnie nie widziaĹ.
WziÄ Ĺem do rÄki fotografiÄ. Ewa przypatrywaĹa mi siÄ z uwagÄ .
âCaĹe szczÄĹcie, Ĺźe to tylko zdjÄcieâ â przeszĹo mi przez myĹl.
ByĹem pewny, Ĺźe patrzÄ c na mnie w ten sposĂłb, nie odkryje prawdy.
â Retrowizje nie dziaĹajÄ poprzez zdjÄcie, prawda? â upewniĹem siÄ, wypowiadajÄ c pytanie na gĹos.
Nie odpowiedziaĹa.
PogĹadziĹem jej wĹosy na zdjÄciu. DotknÄ Ĺem oczu i ust.
â Lepiej, ĹźebyĹ nie wiedziaĹa o mnie caĹej prawdy â odezwaĹem siÄ znĂłw. â Wystarczy, Ĺźe ja jÄ znam, EwuĹ, i muszÄ z tym jakoĹ ĹźyÄ. Trzymaj siÄ, kochana i⌠przepraszam, Ĺźe tak to wszystko spapraĹem.
RuszyĹem ze ĹwiadomoĹciÄ , Ĺźe mam przed sobÄ dĹugÄ i cholernie trudnÄ drogÄ.